I tak oto 28 stycznia 2010 na walnym zebraniu, w głosowaniu wszystkich obecnych członków zostałem jednogłośnie przyjęty do Harley-Davidson Club, Lublin.
A obiecywałem sobie, że nie będę należał do żadnego klubu bo jazda w klubie jest dla mnie zaprzeczeniem wolności, największej i najważniejszej idei motocyklizmu. Chciałem jeździć gdzie chcę, kiedy chcę i z kim chcę. Ale pod dwóch sezonach jazdy z kolegami z wyżej rzeczonego klubu doszedłem do wniosku, że w grupie weselej a przynależność do klubu w żaden sposób nie ogranicza mi wolności jako motocyklisty. A H-D C, Lublin jest klubem na swój sposób wyjątkowym i innym niż wiele pozostałych klubów. Po pierwsze ma charakter „towarzysko-turystyczny”. Każdy jeździ gdzie chce, z kim chce i kiedy chce. Również z kolegami z poza klubu. Nie ma w nim idiotycznej parawojskowej struktury w, której są jacyś żołnierze (czy jakoś podobnie równie głupio to się nazywa) i jacyś dowódcy (czy jakoś podobnie równie głupio to się nazywa) jak w niektórych innych klubach. Są po prostu koledzy i koleżanki, którzy jeżdżą na motocyklach. O, przepraszam. Na Harleyach nie na motocyklach (bo nie wtajemniczonych informuję, że motocykl i Harley to nie jest to samo) Nie ma tu podwładnych i przełożonych, lepszych i gorszych. Są ludzie, którzy darzą siebie nawzajem przyjaźnią i szacunkiem.
No i jest typowym regionalnym klubem w, którym każdy może czuć się dumny z tego, że pochodzi z Lublina albo z Lubelszczyzny.
A kraina to piękna i niezwykła. Przyroda w wielu miejscach nie skażona cywilizacją. Wspaniali ludzie o wielkich sercach. Każdy, kto tutaj przyjeżdża, wyjeżdża pod urokiem Ziemi Lubelskiej. Od przyszłego sezonu na mojej kamizelce będą barwy klubowe a na rękawie kurtki będzie biały orzeł i koziołek na krzewie winorośli. Bo mój kraj, moje miasto i mój klub to moja tożsamość. Wyjeżdżałem stąd ale zawsze wracałem. Tutaj wydarzyło się wszystko, co jest ważne w moim życiu.
Tak więc od wczoraj jeżdżę w klubowych barwach. Mam nadzieję, że będzie to dla mnie piękny, twórczy i dobrze spędzony czas. Mam też nadzieję, że moja obecność w klubie będzie inspirująca dla pozostałych kolegów. Bardzo bym chciał żeby dali namówić się na wspólne wyjazdy zagranicę. Z polskimi flagami na motocyklach, z herbem Lublina na kurtkach i z barwami klubu na kamizelkach. Bo niech wszyscy wiedzą, że w Polsce też są Harleye a Lublin ma swój klub. Taki klub jakie są w Anglii, w Niemczech, w Stanach i na całym świecie.
No to..aby do wiosny. I lewa w górę..
A obiecywałem sobie, że nie będę należał do żadnego klubu bo jazda w klubie jest dla mnie zaprzeczeniem wolności, największej i najważniejszej idei motocyklizmu. Chciałem jeździć gdzie chcę, kiedy chcę i z kim chcę. Ale pod dwóch sezonach jazdy z kolegami z wyżej rzeczonego klubu doszedłem do wniosku, że w grupie weselej a przynależność do klubu w żaden sposób nie ogranicza mi wolności jako motocyklisty. A H-D C, Lublin jest klubem na swój sposób wyjątkowym i innym niż wiele pozostałych klubów. Po pierwsze ma charakter „towarzysko-turystyczny”. Każdy jeździ gdzie chce, z kim chce i kiedy chce. Również z kolegami z poza klubu. Nie ma w nim idiotycznej parawojskowej struktury w, której są jacyś żołnierze (czy jakoś podobnie równie głupio to się nazywa) i jacyś dowódcy (czy jakoś podobnie równie głupio to się nazywa) jak w niektórych innych klubach. Są po prostu koledzy i koleżanki, którzy jeżdżą na motocyklach. O, przepraszam. Na Harleyach nie na motocyklach (bo nie wtajemniczonych informuję, że motocykl i Harley to nie jest to samo) Nie ma tu podwładnych i przełożonych, lepszych i gorszych. Są ludzie, którzy darzą siebie nawzajem przyjaźnią i szacunkiem.
No i jest typowym regionalnym klubem w, którym każdy może czuć się dumny z tego, że pochodzi z Lublina albo z Lubelszczyzny.
A kraina to piękna i niezwykła. Przyroda w wielu miejscach nie skażona cywilizacją. Wspaniali ludzie o wielkich sercach. Każdy, kto tutaj przyjeżdża, wyjeżdża pod urokiem Ziemi Lubelskiej. Od przyszłego sezonu na mojej kamizelce będą barwy klubowe a na rękawie kurtki będzie biały orzeł i koziołek na krzewie winorośli. Bo mój kraj, moje miasto i mój klub to moja tożsamość. Wyjeżdżałem stąd ale zawsze wracałem. Tutaj wydarzyło się wszystko, co jest ważne w moim życiu.
Tak więc od wczoraj jeżdżę w klubowych barwach. Mam nadzieję, że będzie to dla mnie piękny, twórczy i dobrze spędzony czas. Mam też nadzieję, że moja obecność w klubie będzie inspirująca dla pozostałych kolegów. Bardzo bym chciał żeby dali namówić się na wspólne wyjazdy zagranicę. Z polskimi flagami na motocyklach, z herbem Lublina na kurtkach i z barwami klubu na kamizelkach. Bo niech wszyscy wiedzą, że w Polsce też są Harleye a Lublin ma swój klub. Taki klub jakie są w Anglii, w Niemczech, w Stanach i na całym świecie.
No to..aby do wiosny. I lewa w górę..