niedziela, 13 kwietnia 2014

Jola i potwory.

Pogoda trochę się poprawia, jeździć nam się nie chciało, więc wzięliśmy potwory i poszliśmy piechotą.
W mojej wsi jest mnóstwo miejsc, w które można pójść, zrelaksować się i w ogóle :-)))
Ot, jedno zdjęcie, zrobione komórką...
Uwaga, prezentuję towarzystwo. Od lewej: Berta (leonberger), Pusia (leonberger), Jola (żona) i Sally (collie).


środa, 2 kwietnia 2014

Prima aprilis czyli Requiem dla Kaszany.


„Dobry żart tynfa żart”, jak mawia staropolskie przysłowie z XVII wieku, czyli prima aprilis, jak mawiano w średniowieczu.
Wczoraj napisałem, że kończę pisanie, a dzisiaj dementuję, bo to była oczywiście prima aprilisowa popelina.
Czy ktoś się nabrał ? Oj, nabrał, nabrał..telefon rozgrzał mi się do czerwoności niczym na gorącej linii Breżniew-Castro. Okropnie było mi przyjemnie, i to nie tylko dlatego, że udało mi się oszukać parę osób, ale przede wszystkim dlatego, że przekonałem się, że ktoś to w ogóle czyta, i co więcej...dalej chce czytać. Bardzo dziękuję Wam wszystkim, którzy daliście się zrobić w konia. Nie mogliście zrobić mi większej przyjemności.
Po co ta pisanina ? Ku radości przyjaciół, na pohybel wrogom, jak mawiał niejaki Kaszana, woźny z mojej podstawówki. Kaszana był mistrzem rzutu do celu. Najczęściej ćwiczył rzucając kamieniami we mnie i w kolegów z klasy, z którymi rok rocznie obsiadywaliśmy gruszkę, rosnącą przy posesji Kaszany, nie pozwalając cherlawym owocom dojrzeć do stanu kwalifikującego je do spożycia, konsumując je w postaci zielonego kwasu nadającego się do zalewania akumulatorów.
Ech, Panie Kaszana...ileż to, każdy z nas oddałby za to, żeby jeszcze raz móc uciekać przed Pana kamieniami. Dzisiaj, nie ma już woźnych z Pańską klasą...
Blagowałem, piszę dalej... :-)))