niedziela, 4 września 2011

Jan Kochanowski czyli Intruder M 1500

Było tak. Mój kolega Piotrek (na zdjęciach to ten w żółtej katanie) zmienił moto i zakupił Intrudera M 1500. Świeżutki, czyściutki, pachnący żywicą. A nie, sorry, miało być pachnący nowością, żywicą pachniały lasy w książkach Arkadego Fiedlera. No więc tak czy tak, Piotrek ma nowiusieńkiego potwora, prosto z miasta Łodzi. Wiadomo nie od dzisiaj, że jak ktoś ma nowe moto to należy mu się jak psu buda inauguracyjna przejażdżka. Piotrek przyprowadził moto w piątek a w sobotę zarządziliśmy wyjazd do Czarnolasu, zobaczyć co słychać u niejakiego Jana Kochanowskieo, znanego polskiego wyczynowca z okresu wczesnego renesansu a przy okazji przegonić Piotrkowego potwora.
Zbiórka na stacji benzynowej (nie był to Orlen więc nazwy nie będę wymieniał żeby nie robić reklamy zagranicznej konkurencji) o 10:30 bo już cieplutko a jeszcze wcześnie na tyle żeby bez pośpiechu można było się toczyć.
Na zbiórce stawiła się Jola na H-D Sportster, Marek z Małgosią na Kawasaki VN 900, Andrzej na Triumphie Thunderbirdzie, ja na H-D Dyna Super Glide Custom i oczywiście główny sprawca zamieszania czyli Piotrek na Suzuki Intruder M 1500.
Oczywiście, bryluje Intruder Piotrka. Jako, że moto przecudnej urody to wszyscy podziwiają, wzdychają, cmokają z zachwytu i w ogóle. Chromy błyszczą, silnik wydala piękny basowy mruk. Przechodzące niewiasty pożądliwym okiem patrzą raz na Intrudera raz na Piotrka ale Piotrek twardo trzyma jedyną słuszną linię czyli nie widzi nic poza swoją nową armaturą.

 Odpalamy i ruszamy. Jedziemy najkrótszą drogą czyli przez Puławy. Piękna, słoneczna pogoda. Tak, to już jesień. W powietrzu czuć ten z niczym nieporównywalny zapach jesieni. Zapach oranej ziemi, zapach traw i ziół rosnących w przydrożnych rowach. I pewnie jeszcze ten zapach, którego wcale nie ma ale my go czujemy bo wiemy, że zbliża się jesień. Kolejna jesień w naszym życiu..
Dojeżdżamy do Czarnolasu. Przed domem wieszcza leży człowiek. Na jego głowie widać obrażenia. Wzywamy pogotowie. Po przyjeździe ekipy ratowników odprowadzamy motocykle na parking i udajemy się na szybki posiłek do pobliskiego zajazdu (bardzo pyszny żurek). 

 Poniżej autor bloga z autorką wspaniałego żurku wspomnianego powyżej :-)))
Po obiedzie idziemy do domu Kochanowskiego.  Przechodzimy przez niewielki park. Niestety, w obejściu domu zastajemy remont. Wszystko rozkopane, przewody, materiały budowlane itp… Remontują obejście ale widać, że chcą to zrobić z użyciem jak najmniejszego bałaganu. 
 Idziemy na tyły domu. Na pierwszy rzut oka widać pomnik w miejscu w, którym rosła słynna, ulubiona lipa mistrza Jana. Bardzo nastrojowe miejsce. W ogóle, bardzo ładne otoczenie. 

 Dom, kaplica, „domek ogrodnika” a wszystko otoczone parkiem. Jarzębiny czerwienią się w pięknym, nastrojowym, bardzo miękkim oświetleniu. Tak, to już jesień. W powietrzu unoszą się nitki babiego lata. 
Zaglądamy do kaplicy. Wewnątrz piękna historyczna inscenizacja. Łatwo wczuć się w nastrój epoki. 
 Poniżej kaplicy sala w, której urządzono kolejną rekonstrukcję historyczną. Postacie i scena rodzajowa z epoki Rzeczypospolitej Babińskiej (to takie wymyślone państewko humorystyczno-literackie z, którym związany był Kochanowski). 
Wychodzimy i idziemy do domu mistrza w, którym mieści się muzeum. Oglądamy, robimy zdjęcia. Obraz Jana Matejki przedstawiający Jana Kochanowskiego nad zwłokami Urszulki. Na ścianach fragmenty poezji pana domu. 
 Opuszczamy dom i jeszcze parę chwil spacerujemy po parku.
Opuszczamy już Czarnolas. Jeszcze tylko na parkingu fota z Piotrka Intruderem. Piotrek, szerokości i niech Cię nowe moto zawsze szczęśliwie prowadzi do portu.