wtorek, 26 lipca 2016

360 km po nic...

Miałem jechać do Oblęgorka, bo lubię Sienkiewicza i chciałem zobaczyć, jak mieszkał najbogatszy polski pisarz, który utrzymywał się z pisania, a nie z uprawiania ziemniaków.
Kiedyś myknąłem na tym blogu, krótkie wypracowanko o Sienkiewiczu, oczywiście w kontekście jazdy motocyklem: http://harleyman-harleyman.blogspot.com/2013/05/cuda-anatomii-czyli-rzecz-o-sienkiewiczu.html
Patrzę na stronę Oblegorka, shit...w poniedziałki zamknięte.
No, dobra. Jak nie do Oblęgorka, to polecę do Łańcuta, zwłaszcza, że w Łańcucie miałbym mały interesik do załatwienia. W pałacowym parku, jest storczykarnia, okazy mają fantastyczne. Kiedyś byłem, to wiem. A, teraz potrzebuję storczyków na tła do zdjęć. Każdy, kto fotografuje, to wie co z tym można zrobić i o co chodzi.
Sprawdzam stronę Łańcuta, O.K., czynne w poniedziałki.
Odpalam Hondzię i lecę. 180 km w jedną stronę. Nie daleko, ale gorąc sakramencki. O jeździe w kombinezonie, nawet nie chcę słyszeć. Jadę na lekko, buty tylko mam motocyklowe.
Dojeżdżam, O.K. Czynne. Idę do storczykarni i... o, żesz k...a, taka wasza w te i nazad...storczykarnia w poniedziałki nieczynna. Wszystko czynne, tylko storczykarnia nieczynna. Nie widziałem informacji na ich stronie, że storczykarnia w poniedziałki nieczynna.
Klnę na czym świat stoi. Sięgam do najgłębszych pokładów mojej erudycji, po kolejne zasoby języka polskiego, ale nic mi nie lepiej. Przysięgam na wszystko, że moja noga więcej w tym Piździuchowie nie postanie.
Nie chce mi się pisać, bo do dzisiaj mi jeszcze nie przeszło. Wklejam trzy zdjęcia, żeby nie było, że nie byłem, albo coś. Mam lepsze, ale wklejam najgorsze, bo mam nerwa. 360 km psu w d...









































I jeszcze piękne korzenie, starego dębu w przypałacowym ogrodzie.