niedziela, 7 października 2012

Włodawa & Zawieprzyce w jesiennym Słońcu.

Niby październik ale pogoda niesamowita, jakby wprost wymarzona do jazdy. Ciepło ale nie gorąco, nieprawdopodobne barwy jesieni, zapach jesiennych pól i łąk. Jak to mówiła jedna z moich koleżanek z klasy 3c z podstawówki: "Ech, żyć nie umierać"
Dzwonię do Marka, Marek zapodaje pomysł na Festiwal Trzech Kultur do Włodawy. Sam, co prawda myślałem o Zawieprzycach ale pomysł Marka jest super.
Podjeżdżam na miejsce spotkania, wszyscy koledzy już są, czekamy jeszcze krótką chwilę na Kasię i Wojtka. I oto są.
Jak zawsze radość ze spotkania, śmiechom i żartom nie ma końca :-)))



















































Ruszamy w drogę. Łuszczów, Łęczna, Urszulin..Jedziemy najpierw wśród łąk a później wjeżdżamy w drogę między lasami. Barwy jesiennych liści, nieprawdopodobne, miękkie oświetlenie jakby malowało nastrój. Coś zupełnie niebywałego, zachwyt zapiera dech. Zatrzymujemy się na chwilę na leśnym parkingu. Zdjęcia robione komórką nie oddają nawet części nastroju, który nas otacza.









































































Poniżej beemka Wojtka, która ma 31 lat a Wojtek normalnie używa jej do turystycznej jazdy. Nie jest to motocykl wożony na lawecie na zloty motocykli zabytkowych ale najprawdziwszy turystyczny motocykl. Ma oryginalnie montowane grzane manetki, amortyzator skrętu, perę jeszcze innych rzeczy.


























A oprócz tego wszystkiego ma jeszcze wajchę do zapalania na kopa. Wojtek właśnie prezentuje ten genialny wynalazek.


























A poniżej Gosia z chłopakami.


























Startujemy dalej i dojeżdżamy do Włodawy. Piękny nadbużański, senny klimat. Uwielbiam polską prowincję. I to wcale nie tę najbardziej spektakularną typu Kazimierz przez, który przewijają się tabuny turystów ale właśnie tę stosunkowo mało znaną, gdzie pozornie nic nie ma, gdzie wydawałoby się, że nie ma po co przyjeżdżać. Zawsze jest po co przyjechać, choćby po jesienny klimat i nastrój. A wiosną kwitnące w ogródkach bzy, ludzie czekający na pierwsze wiosenne promienie Słońca.
Popatrzcie na Włodawę. Odbywał się właśnie Festiwal Trzech Kultur. Bo jak już kiedyś opowiadałem na blogu, Włodawa była miasteczkiem, w którym w najlepszej zgodzie żyli katolicy, prawosławni i starozakonni. Wszyscy zostawili po sobie ślady.









































































































































Idziemy do synagogi, w której obecnie mieści się muzeum. Oglądamy skarby żydowskiej religii i kultury. Piękne przedmioty z tajemniczym powiewem ducha religii Abrahama.










































































































Kontynuujemy zwiedzanie synagogi. Wchodzimy na piętro, gdzie znajduje się pokój mełameda czyli nauczyciela szkoły religijnej.




























































































Opuszczamy już synagogę i idziemy obejrzeć katolicka świątynię, kościół św. Ludwika oo. Paulinów.



























































Pięknie zdobiony ołtarz.


































Pozwolono nam też wejść na kościelną wieżę, z której jest niesamowity widok na Włodawę.










































Idziemy dalej i pojawia się świątynia wyznawców prawosławia. czyli cerkiew Narodzenia Najświętszej Maryi Panny. Tak brzmi jej oficjalna nazwa.
Tak wygląda z zewnątrz.


































A wewnątrz jest zakaz robienia zdjęć ale można uzyskać zgodę po wniesieniu odpowiedniej opłaty na remont świątyni. Warto wnieść taką opłatę żeby pokazać Wam jak piękna jest w środku.




































Opuszczamy już Włodawę, pełni wrażeń. Nasza grupa rozdziela się. Część z nas jedzie na rybkę do Chełma a część na carpaccio do Urszulina. My lecimy do Urszulina. Carpaccio pyszne. W trakcie obiadu zapada decyzja, skoro taka piękna pogoda to lecimy jeszcze do Zawieprzyc. Tak więc udało się dzisiaj zrealizować plany i Marka i moje.
Odpalamy...




















Dojeżdżamy do Zawieprzyc. Niezwykłe, urokliwe miejsce. Kiedyś, na tym blogu opowiadałem Wam już barwną historię tego szlacheckiego majątku. Dzisiaj pozostały już z niego ruiny ale przynajmniej na rycinie pokażę Wam jak wyglądał pałac w Zawieprzycach.
























Pozostała też stara kapliczka ze swoją legendą z czasów świetności Zawieprzyc.
















































































U podnóża Zawieprzyc leżą łąki i płynie Wieprz. Schodzimy po stromej skarpie zobaczyć jak wyglądają jesienią.















































































































































































Wracamy "na górę" i idziemy jeszcze zobaczyć resztki parku i resztki budynku, którego przeznaczenia nigdy nie udało mi się ustalić.








































































Ot i Zawieprzyce. Szykujemy się już do wyjazdu. Wojtek chce jeszcze spojrzeć na ruiny pałacu.


























No i czas odjeżdżać. Zbliża się wieczór. To była fantastyczny dzień. Moc wrażeń, znakomite humory, jesienna aura, którą trudno będzie zapomnieć. A śmiechom i żartom nie było końca :-)))





















































Dziękuję wszystkim. Do następnego spotkania...