wtorek, 27 maja 2014

Nadbużański Zlot Motocyklowy. Sławatycze 2014.

[...]
Brzeg  lewy, poszarpany, gliniasty  wysoki,
Kłami  w  rzekę  się  wgryza  i  tworzy  zatoki,
Ciemne, z  iłu  wybrane, tak  niezmiernej  głębi,
Że  woda  tam  i  latem, jak  lodowa  ziębi .
[...]
Prawy  brzeg położysty, rozesłany, łężny:
Otwiera  się  przed  okiem  widok  niebosiężny
W  pastwiska, w  oczerety, w  mokradła  i  w  łąki,
Gdzie  błotnie  krzyczą  czajki  i  hukają  bąki,
[...]

M. Konopnicka. "Wiosenne widoki Bugu"



Było tak.
Jurek zarządził zlot nad Bugiem, na który zaprosił również i mnie. A ja ucieszyłem się niezmiernie, bo każdy, kto mnie zna to wie, że jeśli jazda nad Bug, to dwa razy powtarzać mi nie trzeba. Jak mawiał Onufry Zagłoba: "Kiep odmawia, kiedy nie kiep prosi".
Umawiamy się na spotkanie na parkingu wielkiego sklepu, którego nazwy wymawiać mi się nie godzi, żeby o jakąś reklamę nie być posądzonym albo coś podobnego.
Godzina 15:00, wszyscy się zjeżdżają, Słońce praży, asfalt puszcza bańki z gorąca, pod sufitem się gotuje, a serce żywiej bije bo zaraz ruszamy. Bo motocykliści tak mają. Jeszcze stoją, ale już czują jak wibrują silniki między nogami. Na motocyklistę wystarczy popatrzeć, każdy ma w oczach nutkę szaleństwa...jechać, jechać, jechać...
Zdjęć z parkingu nie umieszczam, bo jak wygląda parking, każdy wie.
Lecimy do Sławatycz, w których jest nasza baza zlotowa. Po drodze, przez Włodawę jedziemy pod eskortą policji, bo za dużo nas, żeby kupą pchać się przez miasto, a może i miejscowa policja woli mieć nas na oku. Przejazd szybki, sprawny i bez marudzenia.
W Sławatyczach mieszkamy w pensjonacie "Zastronek", któremu z przyjemnością robię reklamę na blogu, bo na nią zasłużył (tel: (83) 378 36, 12, www.zastronek.nadbugiem.pl) Pięknie, miło, przyjemnie i nie drogo.
Parkowanko, powitanko, przebieranko, wstępne tankowanko, oczywiście sokiem jabłkowym, bo jak wiadomo motocykliści, podobnie jak harcerze alkoholu nie używają.
Jurek podstawia podwodę, która zawozi nas na cudowną polanę, nad samym Bugiem. Na polanie, wszystko co potrzebne jest do zlotu. Ognisko, grill, stoły, namioty na niepogodę, komputery z muzyką, sprzęt nagłaśniający. No i...atmosferka. Towarzystwo damsko-męsko-dziecięce. Tak, tak...dziecięce również, bo dzieciom też od życia coś się należy, a poza tym Jurek doskonale wie, że żeby wychować szkraba na motocyklistę, trzeba mu wdrażać dobre wzorce od małego, niech się uczy.
Przyjechali jeźdźcy z Riders of IPA, z Knight Riders, z DoctorRiders, z Brothers, i tacy jak ja, czyli Free Bikers.
Idziemy kilka kroków nad Bug. Jest popołudnie. Przepiękne, miękkie, żółtawe już o tej porze dnia światło. No i Bug w całym swoim majestacie...



Ech, można by siedzieć i patrzeć w nieskończoność. Czy jest piękniejsza rzeka niż Bug? Oczywiście, że nie ma.
Wracamy na plankę. A na polance najdziksze swawole. Dorożki, śmiechy, żarty, wygłupy, śpiewy, dowcipy, piłka nożna i w ogóle wszystko, co jest potrzebne, żeby się dobrze bawić.
A na zdjęciu poniżej dobre duchy tego zlotu, Sylwia i Jurek. To właśnie oni i ich najbliższa rodzina zorganizowała ten zlot. Trudno uwierzyć jak wiele zaangażowania trzeba było włożyć, żeby to wszystko dobrze zadziałało. Wszystko pracowało jak w szwajcarskim zegarku. Jurek, Sylwia...wielkie, wielkie dzięki. Za tan zlot składam Wam i Waszej rodzinie szacun i staropolski ukłon czapą do samej ziemi.







































Ktoś nie wierzy, że dorożki na zlocie śmigały niczym w Paryżu po Polach Elizejskich? Proszę bardzo.

Albo, że piła fruwała w powietrzu niczym pershingi na wysokości lamperii? Proszę bardzo.

 Albo może ktoś widział piękniejsze łąki, niż te nadbużańskie? Ludzie, nie blagujcie! Popatrzcie na najpiękniejsze łąki na świecie.


 Słońce chyli się już ku zachodowi. Nad łąkami snuje się lekka mgła, w której kryją się stare wierzby. Wszystko razem tworzy nastrój, ktorego nie przekażą żadne słowa.




























Zaczyna się impra. Muzyczka, tańce, pozowanko, molestowanko kubeczkami z sokiem jabłkowym,  fuzery, bajery i w ogóle...









































































A poniżej, zabawa trwa w najlepsze. Nie będę wam opowiadał co się działo, no bo jak opowiedzieć na ten przykład, jak Wojtek bajerował Kaśkę na śpiew słowików, a Piotrek kontrolował sytuację i czy dobrze mu idzie. Tego się nie da opowiedzieć, to trzeba po prostu widzieć i słyszeć. Proszę bardzo, niech zdjęcia poniżej pokażą chociaż namiastkę tego, co się tam działo.













































































Poniżej centrum dowodzenia muzyką, czyli Jurek w otoczeniu pięknych dziewczyn :-)




























Chyba nikt nie zrobił na zlocie tyle wspaniałych zdjęć, co Natalka. Wiem, że wspaniałe bo przeglądałem je na bieżąco w aparacie. Natalka robiła zdjęcia nawet w ruchu, jadąc na motocyklu. Bo miała osobistego kierowcę w postaci Piotrka :-)


























A poniżej, Majka tańcuje z Martą :-)







































I w ogóle, dziewczyny prezentowały się znakomicie :-)))







































Oj, działo się, działo...Popatrzcie sami.




























































































































































Tańce, hulanki, swawole...Powoli kończy się pierwszy dzień zlotu. Wracamy do bazy. Na parkingu śpią nasze motocykle.




















Następnego dnia, mamy w planie zwiedzanie prawosławnego monasteru w Jabłecznej i muzeum Józefa Ignacego Kraszewskiego w Romanowie.
Po drodze wstępujemy na lody w Sławatyczach. Jurek mówi, że są to najlepsze lody w Polsce.




















A poniżej Kasia z autorem bloga.



























O.K., lody spożyte i zaczyna się jazda. Jedziemy do Jabłecznej. Wyprzedzam kolumnę i robię zdjęcia w ruchu. Zdjęć jest sporo i są do  siebie bardzo podobne, ale umieszczam je po to, żeby wszyscy uczestnicy mieli zabawę i żeby każdy mógł odszukać siebie. Wydaje mi się, że chyba wszyscy, którzy jechali do Jabłecznej, powinni na tych zdjęciach być.


















































































































































































































































































































































































































































































































































































































































































































































No i taką kolumną dojechaliśmy do Jabłecznej. Wszyscy odnaleźli się na zdjęciach?
W Jabłecznej parkujemy pod płotem i szykujemy się do zwiedzania monasteru.

A poniżej, motocykl jednego z naszych kolegów, wymalowany w "Dżem".


























Idziemy już do monasteru. Jego długa i dość skomplikowaną historię można przeczytać tutaj: http://www.klasztorjableczna.pl/


























Poniżej, na zdjęciu, stoi niemal naprzeciw wejścia do cerkwi, dla mnie dość kontrowersyjny pomnik poświęcony prawosławnym ofiarom unii brzeskiej. Kontrowersyjny, bo o ile potrafię powiedzieć to i owo na temat unitów poległych z rąk kozaków, to zupełnie nie wiem, gdzie i w jakich okolicznościach polegli prawosławni. Ale, O.K., niech będzie, może i gdzieś polegli..







































A później zwiedzamy już klasztor. O jego historii i o obrzędach prawosławnych, opowiada nam miejscowy ksiądz-przewodnik.


































































































































































































Idziemy jeszcze na krótki spacer w otoczeniu klasztoru.














































































































































I jeszcze grupowa fota "ku pamięci".





















Żegnamy już klasztor w Jabłecznej i lecimy do Romanowa, zobaczyć dom i muzeum Józefa Ignacego Kraszewskiego w Romanowie. Po drodze, wyprzedzam kolumnę i usiłuje zrobić krótki film z przejazdu.
Lecimy do Romanowa. Film.
Dojeżdżamy do Romanowa, parkowanie, Piotrek jako gwiazda.


















































Nie znam dobrze twórczości Kraszewskiego. Czytałem tylko "Hrabinę Cosel" i "Starą baśń", ale darł z niego łacha Waldemar Łysiak w, którejś ze swoich książek. Nie chciało mi się już zgłębiać Kraszewskiego.
Przed bramą...


































Dom całkiem ładny. Można poczytać to i owo o muzeum tutaj: http://www.muzeumkraszewskiego.pl/
Do środka nie chciało mi się wchodzić, bo gorąc był taki, ze odjazd...










































































Czas na odpoczynek w cieniu drzew bo upał odmóżdża. A drzewa w przydomowy parku są wyjątkowej urody.


















































































































Wracamy już z Romanowa. Upał taki, że nie daje się już niczego więcej oglądać. Wracamy do bazy wieczorem znowu balety.
Zaczynamy w dzień, kończymy w nocy :-)))


























Pozostali goście zostali dowiezieni na pokładzie stosownej podwody :-)))



























Zaczyna się część oficjalna. Jurek wszystkich wita, w tym honorowego gościa czyli wójta Sławatycz.


























































A po części oficjalne, rozgrzewa się do występu kapela.


 No i zaczyna się. Śpiewy, tańce i w ogóle :-)))
Tak nie musiało być. Film.

























A na zdjęciu poniżej, Monika krótko trzyma chłopaków. Ani, chłopy zipnął... :-)))


































No i raz jeszcze Sylwia z Jurkiem. Najszczęśliwsza para na zlocie, aż radość na nich patrzeć jak cieszą się sobą.







































































































A od lewej: Radzio, Sylwek, Arek i Dorotka. Z Sylwkiem miałem przygodę. Tylko proszę bez niewłaściwych skojarzeń :-))) Wrócimy do tego :-)))


























Kapela przygrywa, tańce i inne śmiechy i żarty nie maja końca :-)))

































































































































Albo taniec Czołgisty, czyż nie piękny? Film
Niektórzy muszą wcześniej odjechać...


























A tańcom nie ma końca :-)







































































A Lenka tańczyła na rękach, chyba u wszystkich dziewczyn na zlocie. Ona była po prostu jak królowa :-)))








































Dziewczyny dziewczynami, ale wiadomo, że z tapusiem tańczy się najlepiej :-)))




































































Chłopaki zasłuchani, zapatrzeni, zamyśleni :-)))


















































Autor bloga, też załapał się na zdjęcie :-)))


























Jurek kazał chłopakom uwiesić się na sztandze, bo nie będzie sie rozdrabniał :-)))


























No, i Kasia z logo I.P.A.







































A kapela daje, daje...


































A zabawa trwa, tym razem... :-)))







































































Jurek, jeszcze raz przemawia, dziękuje wszystkim za wspólną zabawę, a szczególne zespołowi, który zagrał specjalnie dla nas...


























Wracamy już do bazy. Jeszcze tylko wstępujemy po nocne zakupy ;-)


























A po nocy przychodzi dzień :-))) Niedziela rano. Czeka nas jeszcze jedna atrakcja, w postaci spływu Bugiem.


























Grzesio pod barwami narodowymi :-)))


























































Jak widać na obrazku poniżej, Grzesio jest człowiekiem wielu talentów, również artystycznych :-)))


























Straż graniczna pilnie obserwuje nas z góry, czy przypadkiem nie chcemy wybrać wolności i nie bryknąć na druga strone Bugu.







































No, i płyniemy. Bardziej malowniczej rzeki niż Bug, chyba nie można sobie wyobrazić.


































































































I jeszcze 4 minuty spływu. Czy jest piękniejsza rzeka niż Bug? Film.
W końcu przybijamy do malutkiej plaży, z której musimy przejść niewielki odcinek do drogi, z której ma nas zabrać samochód.
Idziemy wśród traw, pod przepięknymi wierzbami.







































A później wchodzimy na rozlewisko, którego nie da się już przebyć sucha stopą.

























Sylwek, mówi do mnie: "Co będziesz łaził w butach po wodzie, właź mi na plecy to cię przeniosę" A ja, co mi zależy ? Wskoczyłem Sylwkowi na plecy i idziemy. W pewnym momencie nasze wektory rozjechały się i...jak nie wypakujemy obydwaj orła do wody :-))) Fontanna wody, wszyscy mają uciechę, a Bug niemal wystąpił z brzegów z wrażenia :-)))



























W końcu, szczęśliwie docieramy do brzegu.
I tak, kończy się nasz zlot. Zlot jeden z tych, które pozostają w pamięci na zawsze.
Jeszcze raz najgorętsze podziękowania dla Jurka i jego rodziny, za to, że chcieli się podjąć nie małego trudu. żeby ten zlot przygotować tak, jak był przygotowany. Wszystko było dopięte na ostatni guzik, nawet pogoda.
I już nie mogę doczekać się następnego wyjazdu nad Bug.