sobota, 28 grudnia 2013

To co motocykliści lubią najbardziej once again :-)))

Dochodzą mnie głosy, że bardzo podobała wam się moja poprzednia wrzuta z cyklu "To co motocykliście lubią najbardziej".
A zatem powstaje pytanie dlaczego nie kontynuować ?
Dzisiaj coś w zupełnie innym klimacie niż poprzednio, ale wg mnie nie mniej atrakcyjne :-)))


poniedziałek, 4 listopada 2013

Dęblin, Gołąb i Puławy w jesiennej szacie. Acha, i Kazmierz..

Niedziela, nudy, w telewizorze pogrzeb byłego premiera, tego, co to miał czelność porównywać Żołnierzy Wyklętych do hitlerowców i uznać ich za sojuszników "wczorajszych oprawców z Dachau, Oświęcimia i Mathausen".
Wyłączam telewizor i zastanawiam się, jak sobie zorganizować dzień, żeby się świetnie bawić. Wiadomo, dla motocyklisty świetna zabawa, to jazda. Tylko gdzie by tu pojechać?
Mam. Pomysł jest taki, żeby pojechać tą samą trasą, którą zrobiłem w Boże Ciało i zobaczyć jak zmieniają się okoliczności przyrody. Bo wiadomo, to samo całkiem inaczej wygląda latem, a całkiem inaczej późną jesienią.
Trasa wiedzie do Dęblina, przez Puławy i Gołąb. Tym razem doszedł jeszcze Kazimierz, w którym miałem się spotkać z kolegami i ewentualnie razem lecieć dalej.
Letni wyjazd i historię oglądanych obiektów opisałem w stosownym miejscu i nie będę się już powtarzał. Jeśli, ktoś ma ochotę przeczytać i pooglądać zdjęcia, to wklejam linka do archiwum: http://harleyman-harleyman.blogspot.com/2013/05/deblin-goab-i-puawy.html
Odpalam Harleya, lecę do Kazimierza, w Kazimierzu okazuje się, że koledzy przyjechali tylko na lody i wracają do domu. Na lody szkoda mi czasu, żegnam się i lecę do Puław.
Ale fota z Kazimierza się należy.




























Puławy, jak to Puławy. Podjeżdżam pod kościół, w którym znajduje się dokument ośmieszający Piłsudskiego, demaskujący go jako kłamcę, mitomana, megalomana i ignoranta, zwłaszcza w dziedzinie wojskowości, a którego historię opisałem we wspomnianym wcześniej poście. Oto kościół, o którym mowa.




































O.K., fota, i odpalam. Towarzysz Piłsudski, który był największym złem, jakie spotkało Polskę, nie zasługuje na to, żeby poświęcić mu więcej niż 11 sekund uwagi.
Dojeżdżam do Gołębia. Podobnie, jak w lecie, rzut oka na kościół i dom loretański. Zdjęcie kościoła ma zwichrowaną perspektywę, latarnia stoi krzywo, a dom loretański można było zrobić lepiej, ale to blog motocyklisty, a nie fotografa artysty. Nie ma czasu na dzierganie szczegółów.


W Gołębiu jest jeszcze jeden piękny obiekt, czyli stara stacja kolejowa i miejsce, w którym partyzanci z Batalionów Chłopskich wysadzili w powietrze pociąg amunicyjny.Stacja kolejowa wygląda jak ze starych, przedrewolucyjnych rosyjskich powieści. Podobna, cudowna stacja jest w Białowieży (byłem, to widziałem)
Zdjęcie stacji płaskie i tylko od frontu, bo nie jest nigdzie powiedziane, że we wszystkim trzeba widzieć bryłę albo perspektywę.






























































O.K. W Gołębiu to wszystko, lecę do Dęblina. Droga dobra, pogoda przepiękna, czyli pochmurno, ale ciepło.
W Dęblinie jest do zobaczenia kilka fajnych rzeczy. Szczegóły we wspomnianym wcześniej poście. Teraz jesienne foty. I, oczywiście stosowny komentarz, jeśli zajdzie taka konieczność ;-)))
Brama Lubelska fortu w Dęblinie. Zawsze tego typu budowle kojarzą mi się z filmem "C.K. Dezerterzy"





















































A poniżej pomnik poświęcony żołnierzom 15-go Pułku Piechoty "Wilków". Historię pułku można przeczytać tutaj: http://pl.wikipedia.org/wiki/15_Pu%C5%82k_Piechoty_%22Wilk%C3%B3w%22




































Teraz jazda na cmentarz Balonna. W większości są tu groby żołnierzy, którzy zginęli w wojnie z bolszewickim tałatajstwem w 1920 roku. Ale nie tylko..
Na początek fota Harleya pod drzewami rosnącymi przed wejściem na cmentarz. Takie jesienne okoliczności pięknej przyrody z Harleyem w roli głównej..







































A teraz już sam cmentarz. Historia cmentarza w "letnim" poście.



























Piękny cmentarz. Oprócz zadbanych grobów, najbardziej są wzruszające te za starymi, chylącymi się krzyżami, porośnięte trawą, bez tabliczki, zapomniane, nie wiadomo, kto w tym miejscu spoczywa..









































































A zdjęcie poniżej..daję słowo, że to nie żaden fotomontaż, ani inny przekręt. Zrobiłem to zdjęcie z natury. Przedstawia ono grób bolszewickich barbarzyńców, którzy najechali Polskę i zostali pochowani na jednym cmentarzu z Polakami, których bez litości zabijali, gwałcili ich siostry, żony, narzeczone i bez litości, jak pospolici bandyci, mordowali tych, którzy stawali w obronie swoich sióstr, żon i narzeczonych. A do tego, ktoś przyozdobił bolszewicki grób prawosławnym krzyżem. Tu już po prostu, nie sposób, nie śmiać się w głos z czyjejś głupoty, bezduszności, prymitywu i serwilizmu.




































O.K., dosyć mocnych wrażeń. Jadę do fortu Mierzączka. Przepięknie wygląda w jesiennej oprawie.




























Otoczenie fortu równie piękne.









































































W Dęblinie jest jeszcze jedna atrakcja. To zespół dworca kolejowego. Zespół, bo to nie tylko stacja, ale cała infrastruktura kolejowa, włącznie z wieżą ciśnień i domami wyższych urzędników kolejowych.


























































Domy urzędników kolejowych to prawdziwe przedwojenne wille. Piłsudski i sanacyjny "rząd", bez opamiętania pchali pieniądze w koleje, w podzięce dla przedwojennych kolejarzy, za pomoc w mordowaniu Polaków w czasie zbrodni majowej 1926 roku. Nie wiadomo kiedy znowu mogli się przydać...





























I tak kończy się moja wycieczka. Powiecie, że nudna bo drugi raz w te same miejsca? Wcale nie nudna. Wszystko kompletnie inne, niż w lecie. Przepiękny jesienny klimat. Jeśli chcecie porównać, to przeczytajcie posta, do którego link wkleiłem wcześniej.
Ech, szkoda, że już koniec sezonu..

poniedziałek, 28 października 2013

Lubelskie Kresy.

Pogoda przepiękna, chociaż to koniec października, aż się prosi żeby gdzieś pojechać. Odgrzałem mój dawny pomysł, żeby polecieć na Lubelskie Kresy, a ściśle mówiąc w okolice Tomaszowa Lubelskiego i Horyńca. Kilka telefonów do kolegów, koledzy kilka telefonów do swoich kolegów i jest nas ponad dziesięć motocykli.
Lecimy przez Zamość i Tomaszów. Jak zwykle jesienna jazda nie ma sobie równych. Ciepło, piękne jesienne Słońce. Gdyby nie resztki żółtych i brązowych liści na drzewach, można by pomyśleć, że to wiosna.
Celem naszego wyjazdu są drewniane cerkwie, których w tamtej okolicy jest bardzo dużo. Poprzedniego dnia siadłem do internetu, powybierałem najładniejsze.
Najpierw lecimy do Bełżca. W Bełżcu jest stareńka, cerkiew p.w. św.Bazylego.
Jak zwykle kilka zdjęć...































































































































Piękna, star cerkiew. Szkoda, że jak większość cerkwi jest zamknięta.
Z Bełżca lecimy do Gorajca, ale najpierw musimy zregenerować nadwątlone jazdą siły. Oczywiście, w Narolu, gdzie w miejscu, które jest trudno znaleźć, podają wspaniałe pierogi. Zdjęć pierogów nie będę wam zamieszczał, chociaż mam :-)))
O.K., brzuchy pełne, możemy lecieć do Gorajca.
W Gorajcu jest cerkiew z XVI w. pod wezwaniem Narodzenia NMP. Jeśli ktoś jest ciekawy jej historii, to proszę bardzo: http://pl.wikipedia.org/wiki/Cerkiew_Narodzenia_Najświętszej_Marii_Panny_w_Gorajcu
Oczywiście, nie mogło się obyć bez grupowej foty.




















































































A z Gorajca lecimy do następnej cerkwi, w Chotylubiu. Niebrzydka cerkiew, tylko oszpecili ją ohydną przybudówkę w kolorze..nie, nie będę pisał o kolorze, bo nie chcę się wyrażać.
Cerkiew w Chotylubiu jest z XIX w. p.w. Opieki NMP. Historia i opis cerkwi tutaj: http://pl.wikipedia.org/wiki/Cerkiew_Opieki_Najświętszej_Maryi_Panny_w_Chotylubiu
Nie mam dużo zdjęć tej cerkwi, bo robiłem wszystko, żeby oszczędzić wam widoku tego czegoś, co dobudowali, ale jak się nie stanie, to widać to z każdej strony.


































































































Miałem na ten wyjazd o wiele bogatsze plany turystyczno-krajoznawcze, ale dzień teraz krótki i powoli zbliżał się zmierzch. Wspólnymi siłami zdecydowaliśmy, że jedziemy jeszcze do Radruża i czas wracać do domu. O.K., lecimy do Radruża.
W Radrużu są właściwie dwie cerkwie, ale "ta druga" jest przerobiona na kościół obrządku rzymsko-katolickiego, więc bez żalu ją odpuściłem, bo pietwotnym kryterium mojego wyboru cerkwi do zwiedzania było to, musiały zachować swój pierwotny charakter.
Za to "ta właściwa" cerkiew w Radrużu..ho, ho..nie ma żartów. To po prostu perełka. Cerkiew jest z XVI w.. p.w. św. Paraskewii.
Wklejam linka do informacji o cerkwi, ale oczywiście nie ma tam nawet części tego opowiedziała nam pani Jasia, nasza przewodniczka. Bo cerkiew nie pełni już roli budynku sakralnego, ale jest muzeum.
To właśnie w tej cerkwi jeden z proboszczów święcił oprawcom z band UPA (pisane z dużej litery tylko i wyłącznie przez szacunek dla gramatyki mojego ojczystego języka, bo niczego, ani nikogo związanego z bandami UPA szacunkiem nie darzę) noże, siekiery, widły przed napadami i bestialskim mordami Polaków. Wiadomo, że bandyci z UPA byli ludźmi niezwykle pobożnymi. Najpierw szli na nabożeństwo i po błogosławieństwo do cerkwi, a dopiero później mordowali Polaków.
A w ogóle, cała sprawa dobrze jest opisana tutaj: http://www.kresykedzierzynkozle.home.pl/page43.php
Pani Jasia opowiadała nam o tym, jak niedawno w czasie wizyt Ukraińców w cerkwi, próbowali ją straszyć i terroryzować. Na szczęście szybko dała sobie radę z ukraińskimi sokołami przy pomocy polskiej policji i straży granicznej.
Czas na zdjęcia.

























































































W cerkwi znajduje się podobno bardzo wielka rzadkość, tzw. grób Boży, wystawiany w czasie świąt Wielkanocnych. Takie groby spotyka się w jednej na czterdzieści cerkwi. Jest na nim napis w języku polskim, poświęcony fundatorom grobu.
































































































































Czas już wracać do domu. Przepiękny wyjazd. Nie trzeba wiosny, żeby cieszyć się motocyklem. Wystarczy piękna, ciepła jesień, wspaniałe towarzystwo i piękne widoki. Ruszamy przez Horyniec, i dalej przez Frampol do Lublina. Do domów docieramy już po ciemku, ale wszyscy dotarli szczęśliwie.
Czy to już koniec ? Może jeszcze chociaż jeden wyjazd w tym roku ?

piątek, 18 października 2013

Tomek

Sobota, 12 października. Piękna, jesienna pogoda, ostatnie dni sezonu. Pojechałoby się, ale obowiązki nie pozwalają. Za to, jutro niedziela, błogie lenistwo i oczywiście wyjazd motocyklem, być może już ostatni w tym sezonie. Chcę pojechać na Lubelskie Kresy, obejrzeć drewniane cerkwie. Będzie super.
Niedziela, 13 października, godzina..parę minut po ósmej. Telefon. Jurek. Wiadomość jedna z tych, w które nie mogę i nie chce uwierzyć. Tomek nie żyje.
Tomek miał w sobie tyle energii, że mówiliśmy o Nim, że nie dotyka Ziemi. Zawsze z pomysłem, zawsze chętny do pomocy, nie było dla Niego przeszkód nie do pokonania.
Tomek, kiedy Cię słuchał, patrzył na Ciebie tak, że wiedziałeś, że w tym momencie nie liczy się dla Niego nic, poza tym co do Niego mówisz.
Tomek był kwatermistrzem w klubie Knight Riders. Wiadomo było, że kiedy Tomek organizuje wyjazd, nie trzeba już niczego poprawiać. Tomek był perfekcjonistą. Był człowiekiem niezwykle prawym i fanatykiem swojej pracy.
Był uosobieniem wszystkiego tego, co tak bardzo cenimy u motocyklistów. Miał w sobie poczucie wolności, radość życia, uśmiech, czas i uwagę dla każdego.
Wczoraj, Tomek przebył już ostatni zakręt swojej ziemskiej wędrówki, niestety na żałobnych marach.































































Nie wiem czy jest sens cokolwiek jeszcze pisać. Jak opisać rozpacz i łzy Tomka matki, żony i córki ? Tego nie da się opisać.
Niech śmierć Tomka nie pójdzie na marne. Niech będzie przesłaniem dla nas wszystkich, dla każdego, kto przeczyta te słowa, nawet, jeśli trafił tu przez przypadek. Rozmawialiśmy z koleżankami i kolegami o tym, że wyjeżdżamy motocyklem i nigdy nie wiemy czy wrócimy. Nigdy nie wychodź z domu w gniewie. Pomyśl o tym, że możesz już do niego nie wrócić. Nie zostawiaj po sobie w swoich bliskich złości, żalu i złych emocji.
Tomku, być może Twoja śmierć spowoduje, że czyjeś życie stanie się lepsze.
Śmigaj w pokoju po niebieskich autostradach.


piątek, 11 października 2013

Kazimierz wieczorową porą.

Dzwoni Jurek i pyta się czy lecimy. Wiadomo, że lecimy, bo mnie dwa razy zapraszać nie trzeba. Tylko gdzie? Wiadomo, że jak nie ma pomysłu to zawsze jest Kazimierz. A zatem Kazimierz, poźniej przepływamy promem Wisłę do Janowca i come back home.
Startujemy ok. 16:30, cieplutko, Słońce pięknie nie tylko grzeje, ale i świeci. Bo świecenie Słońca jest całkiem inne o róznych porach roku, a świecenie jesienne jest wyjątkowo piękne. Miękkie, rozproszone światło, leciuteńka mgiełka, nitki babiego lata...ech, piękny jest ten świat...
Do Kazimierza dojeżdżamy o lekkim zmierzchu. Miasteczko, zupełnie nie przypomina horroru, który ma tam miejsce w weekendy. Po rynku plączą się pojedyncze postacie ludzkie. Atmosfera senna, leniwa i lekko przymglona. Kolory Kazimierza o zmierzchu po prostu nieziemskie. Zresztą, co będę wam tu ściemniał. Popatrzcie sami na zdjęcia.

Zrobiłem starą, rozlatującą się komórką te dwa zdjęcia powyżej i poszliśmy z Jurkiem do galerii "Piwnica" pooglądać obrazy. Moim zdaniem to najlepsza galeria w Kazimierzu. A obrazy po prostu odjazdowe. Nawet jak nie kupisz, to przecież pooglądać zawsze można. Pani, która tam urzędowała, była na tyle miła, że wpuściła nas i pozwoliła nasycić oczy skarbami wiszącymi na ścianach, chociaż była już ubrana do wyjścia do domu i zamykała galerię.
O.K. Wracamy do motocykli, znowu przechodzimy przez rynek. A rynek po krótkim czasie, który spędziliśmy w galerii, znowy wygląda inaczej. Po prosu ciężki szok estetyczny. Popatrzcie na zdjęcia poniżej.

No i co? Czyż nie odjazdowo?
A teraz odwracamy się w kierunku Góry Trzech Krzyży. Obraz zupełnie inny. Błękitne niebo i żółto-czerwono-brązowe kolory liści na zboczach.







































Już dawno nie widziałem tak pięknego Kazimierza. Co prawda, dawno już w nim nie byłem, bo się obraziłem, bo przeganiali motocyklistów z rynku. Ale wczoraj było po prostu odjazdowo.
Posiedzieliśmy z Jurkiem w herbaciarni, a później już nie chciało nam się płynąć do Janowca. No to daliśmy w palnik i wróciliśmy do domu :-)))