W Janowcu nie byłem wieki całe czyli chyba ze trzy lata i czas był najwyższy nadrobić zaległości. Umawiamy się z Markiem i Gosią na Kraśnickiej. Dołącza jeszcze do nas Jacek.
Jedziemy, po drodze Jacek dochodzi do wniosku, że musi zatankować. Jedzie sobie po paliwo my przez ten czas robimy zdjęcia bo wiadomo, że zdjęcia mogą być i kiepskie z cyklu "Byłem tutaj. Rycho" ale bez zdjęć nie ma wyjazdu.
Jedziemy do Janowca drogą czyli przez Puławy. Wrócić chcemy promem przez Kazimierz. Pogoda słoneczna ale czuć w powietrzu burzę.
Dojeżdżamy...
Janowski zamek jest w stadium ruin, mocno zniszczony ale przeszłość ma całkiem piękną, wydarzyła się tam niejedna ciekawa historia.
Budowę rozpoczął w XVI w. Mikołaj Firlej, hetman wielki koronny i kasztelan krakowski. Budowę kontynuował jego syn Piotr, wojewoda lubelski..
Kolejnymi właścicielami byli Tarłowie. Rozbudowali zamek i ozdobili go malowidłami.
W czasie "potopu" zamek zniszczyli i ogołocili Szwedzi pod wodzą Karola Gustawa. Lubomirscy, którzy byli kolejnymi właścicielami odnowili zamek ogromnym nakładem kosztów.
Z rąk Lubomirskich zamek przejął Mikołaj Piaskowski, znany z tego, że Konstytucją 3 maja miał za chłam a jej twórców za ludzi ze wskazaniami klinicznymi do kaftana bezpieczeństwa.
Kolejnym właścicielem był Jan Potocki ale nie wiem co zrobił dla zamku.
Później zamek był permanentnie niszczony przez wojska austriackie i rosyjskie. Stanowił źródło zaopatrzenia w kamień budowlany potrzeby na innych budowach.
Kolejnymi właścicielami tego co zostało z zamku była rodzina Osławskich i August Zawisza i Feliks Ćwirko-Godycki.
Później były wojny i każdy kradł z zamku co mu się żywnie podobało.
W 1927 roku zamek kupił Leon Kozłowski i był jego właścicielem przez blisko 50 lat.
Co ciekawe po II wojnie światowej rządząca banda komunistów nie zabrała Kozłowskiemu zamku i był on jedynym właścicielem zamku w całym bloku sowieckim.
W 1975 roku Kozłowski sprzedał zamek muzeum w Kazimierzu.
Obecnie w zamku prowadzone są prace konserwatorskie i restauratorskie. Planowany jest hotel, restauracja i coś tam jeszcze..
Tyle na temat kolejnych właścicieli zamku.
Zwiedzamy, oglądamy, robimy zdjęcia...
W zamku działy się całkiem ciekawe historie. Jest tam taki fragment, który nazywa się baszta zachodnia, inaczej nazywana Wieżą Franciszki Krasińskiej. Właśnie w tej baszcie umawiała się na fiki miki z królewiczem Karolem, synem Augusta III Sasa. W tej baszcie również zawarli potajemnie matrymonium.
Zamek zamieszkuje czarna dama choć nie wiem czy legalnie. Jak dotychczas meldunku nikt jej nie sprawdził.
Czarna dama to duch Heleny Lubomirskiej, która w dawnych czasach zapałała afektem do jednego ze służących swojego ojca. Oczywiście, ojciec z matką nie brali w ogóle pod uwagę, że będą mieli lokaja za zięcia a córcia zaparła się, że lokaj najbardziej jej pasuje i żaden książę nie jest warty jej cnoty i tylko lokaj może może dostąpić zaszczytu defloracji. Na to tatuś i mamusia zamknęli córkę wraz z jej cnotą w wieży. Wiadomo nie od dzisiaj, że jak cnota dokucza to do każdej desperacji może doprowadzić. Oczywiście, każdy ma prawo zarządzać swoją cnotą jak chce np. zapisać ją komuś w testamencie ale Helena doszła do słusznego wniosku, że za murami łatwiej niż w wieży będzie coś z tą cnotą zrobić. Następstwem tegoż odkrywczego wniosku było opuszczenie wieży tyle, że przez okno na piętrze bo drzwi były zamknięte na klucz. Od tamtej pory straszy przy pełni Księżyca.
Wychodzimy już na zewnątrz zamku i idziemy na spacer do pobliskiego parku. Stoi tam dwór z zabudowaniami gospodarczymi ale zostały one przeniesione do Janowca z miejscowości Moniaki.
Całkiem ładna posiadłość. W ogóle Janowiec jest miejscem z niezwykłym klimatem i polecam każdemu, kto chce odpocząć od turystycznego zgiełku np. Kazimierza. W Janowcu jest całkiem bogata baza noclegowa, można zostać na noc i zwiedzić nie tylko zamek ale i przepiękną okolicę.
Powoli kończymy naszą wizytę w Janowcu. Jedziemy w stronę Wisły do przystani promowej, chcemy przepłynąć do Kazimierza i stamtąd jedziemy już do Lublina.
Oczywiście, jeszcze obowiązkowe zdjęcia z przystani i z pokładu ;-)
Czekamy chwilę na prom i za chwilę wjeżdżamy. Przepłynięcie do Kazimierza zajmuje kilka minut.
Docieramy do brzegu i lecimy w stronę Lublina. W Kazimierzu nie zatrzymujemy się bo każdy z nas był tam jedenaścietysięcytrzystaosiemdziesiąosiem razy i nikt nie ma ochoty na następny. Po drodze łapie nas lekki deszcz. Przynosi ulgę bo gorąco wisiało w powietrzu.
Bez przeszkód dolatujemy do Lublina. Krótka ale bardzo fajna wycieczka Polecam Janowiec każdemu, nie będziecie żałować.