Boże Ciało, piękna pogoda i chęć do jazdy. Oczywiście Harleyem bo w święto i w ładną pogodę jeżdżę tylko Harleyem. Transalp sobie odpocznie.
Pierwotnie założonym celem był Dęblin, bo to niezwykle interesujące miejsce, ale po drodze są jeszcze Puławy i Gołąb.
O drodze do Puław nie ma co opowiadać. Ale za to w Puławach jest pewien rodzynek, i idę o zakład o każde pieniądze, że nawet rodowici Puławianie nie wiedzą co mają w swoim mieście. Otóż, przy ulicy Aignera, na pięknym wzgórzu, jest kościół pod wezwaniem Wniebowzięcia N.M.P. Kościół widoczny z daleka, znany wszystkim i jak wygląda każdy widzi.
W tym kościele, jak w każdej parafii są księgi parafialne.A w tych księgach jest dokument oznaczony sygnaturą: 110/1920. Oto ten dokument. Przeczytajcie go uważnie.
Przeczytaliście? Tak, dobrze widzicie. To jest akt chrztu, wystawiony z datą 15 sierpnia 1920 roku, podpisany przez Józefa Piłsudskiego, który w tym dniu balował w Puławach na chrzcinach dziecka niejakiego Stanisława Minkiewicza i Stefanii z Michałowskich. A czy data 15 sierpnia 1920 coś wam mówi? Tak, macie rację, to data bitwy warszawskiej i tzw. "cudu nad Wisłą", którego sprawcą rzekomo był Piłsudski. Najcięższe bitwy odbywały się tego dnia w rejonie Radzymina. Jak widać "naczelny wódz" był cudotwórcą nie byle jakiej miary, bo oczywiście cuda się zdarzają, ale takie, żeby jedna osoba mogła w tym samym czasie walić gorzałę na chrzcinach w Puławach, i dowodzić bitwą z bolszewickimi bandami w okolicach Warszawy, zdarzają się tylko cudotwórcom najwybitniejszym.
No to może towarzysz Piłsudski, dowodził wojskiem tuż przed 15 sierpnia 1920 ? Nie, nie dowodził. W dniach 12 i 13 sierpnia obracał panienkę w Bobowej na Śląsku. Są na to świadkowie (Prystor) i pamiętniki owej panienki. 14 sierpnia upłynął mu pod znakiem powrotu od panienki ze Śląska.
No to może towarzysz Piłsudski dowodził wojskiem chociaż tuż po bitwie warszawskiej? Nie, towarzysz Piłsudski w dniach 16 i 17 sierpnia nawet nie wiedział gdzie jest front. Po prostu, po powrocie od panienki i z libacji w Puławach nawet nie potrafił znaleźć własnych oddziałów.
A w ogóle, to towarzysz Piłsudski nie miał prawa używać tytułu "naczelny wódz", bo 10 lub 11 sierpnia złożył na ręce Witosa pisemną rezygnację z tytułu "naczelnego wodza" Towarzysz Piłsudski za wszelką cenę starał się utrzymać ten fakt w tajemnicy, a Witos też milczał, bo bał się, że Piłsudski każe go zamordować, tak jak kazał zmordować innych, którym zawdzięczał swoją karierę lub zazdrościł im sukcesów. Witos ujawnił to dopiero w swoich pamiętnikach opublikowanych w 1964 roku.
Tak więc towarzysz Piłsudski miał tyle wspólnego z bitwą warszawską, co blask Księżyca z rozrodczością trzody chlewnej. Pękam za każdym razem ze śmiechu, kiedy widzę wszelkiej maści towarzystwo, składające wieńce pod pomnikami owego "cudotwórcy" :-)))
O.K., dosyć o towarzyszu Piłsudskim, nie jest to postać, która zasługuje na poświęcanie jej aż tyle czasu.
Z Puław jadę do Dęblina ale po drodze chcę jeszcze wstąpić do bardzo interesującej miejscowości czyli do Gołębia. Droga całymi kilometrami wśród kwitnących akacji. Zapach po prostu nie daje się opisać, coś niebywałego.
Przepiękną drogą dojeżdżam do Gołębia. W Gołębiu, oczywiście procesja bo dzisiaj Boże Ciało. Kościól pod wezwaniem św. Katarzyny i św. Floriana.
A obok kościoła jest coś, co nazywa się domkiem loretańskim.
Domek loretański ze swoją niezwykłą architekturą jest miejscem kultu Matki Boskiej, a jego opis i historię możecie przeczytać tutaj: http://pl.wikipedia.org/wiki/Domek_loreta%C5%84ski_w_Go%C5%82%C4%99biu
W Gołębiu jest jeszcze jedno ciekawe miejsce. To stacja kolejowa. Jest stara, drewniana, zniszczona i przypomina małą, prowincjonalną stacyjkę z powieści rosyjskich, przedrewolucyjnych klasyków.
A obok stacji jest pomnik poświęcony akcji partyzantów z Batalionów Chłopskich, którzy w 1943 roku, wysadzili w powietrze pociąg wiozący amunicję. Opis akcji tutaj: http://pl.wikipedia.org/wiki/Wysadzenie_poci%C4%85gu_amunicyjnego_pod_Go%C5%82%C4%99biem
O.K., Gołąb obejrzany, mogę lecieć do Dęblina. Dalszy odcinek drogi nie mniej piękny niż poprzedni. Teraz nie ma już akacji ale kwitną pola rzepaku. I znów ten zapach..Spokojnie, spacerowym tempem dojeżdżam do Dęblina.
Najpierw oglądam zespół pałacowy Mniszchów. Pałac jest na terenie pięknego parku z niewielkim stawem. Cała posiadłość miała kilku właścicieli. Jednym z nich był ród Mniszchów, z którego wywodziła się Maryna Mniszchówna. Maryna wydała się najpierw za cara Rosji Dymitra Samozwańca I, a później wydała się za drugiego cara Rosji Dymitra Samozwańca II. Ot, takie miała hobby. Nie wpuszczała do łóżka nikogo poniżej cara. Magistrów pewnie nawet nie zaszczycała spojrzeniem.
Historia posiadłości tutaj: http://www.deblin.cal.pl/maryna_mniszchowna.php
Dęblin to była twierdza z czasów carskich. Niewiele już z niej zostało, ale trochę jeszcze można zobaczyć.
Krótka historia twierdzy tutaj: http://pl.wikipedia.org/wiki/Twierdza_D%C4%99blin
Jednym z ocalałych fragmentów jest Brama Lubelska.
Kolejną częścią fortu, którą chcę zobaczyć jest fort Mierzączka, ale jest on usytuowany po drugiej stronie miasta. Po drodze wstępuję jeszcze na cmentarz Belonna, na którym spoczywają żołnierze z wojen lat 1920 i 1939.
Piękny, stary cmentarz. Ale i dziwny. Na żadnym z nagrobków nie jest napisane w jakiej wojnie zginęli Ci młodzi chłopcy. Nawet jednym słowem nie jest wspomniane, że zginęli w walce z hordami bolszewickich barbarzyńców. Cóż przeciętnemu cudzoziemcowi, który odwiedza ten cmentarz mówi rok 1920 ? Nic. Władze Lwowa zabroniły pisać prawdę na tablicach cmentarnych, cmentarza Orląt Lwowskich. Ale ten cmentarz jest w Polsce. Wstyd.
Patrzę ze smutkiem na nagrobki poległych. To im dziewczyny śpiewały "Rozkwitały pąki białych róż". Cóż, tym chłopcom nie udało się wrócić do swoich dziewczyn. A na ich nagrobkach nie ma nawet napisu od czyjej kuli zginęli, czyja szabla lub bagnet zgasiły ich młode życie. Pewnie nie o takiej Polsce śnili. Wstyd.
Opuszczam już cmentarz. Po drodze spotykam młodych ludzi, którzy idą tam, gdzie ja przed chwilą byłem. To dobrze, że nie zapominają o tym miejscu.
Jadę na drugą stronę miasta zobaczyć jeszcze fort Mierzączka. Zostały już tylko fragmenty.
Dobiega już końca moja wizyta w Dęblinie. Jadę jeszcze zobaczyć stary dworzec kolejowy. Właściwie to nie popisałem się tutaj, bo nie zrobiłem wszystkich zdjęć, które należało zrobić. W Dęblinie jest właściwie nie dworzec, ale zespół dworca kolejowego z całą infrastrukturą budowlaną, włącznie z domami dla wyższych urzędników kolejowych.
Zrobiłem tylko zdjęcie wieży ciśnień. Dobre i to..
Wracam już do domu. Jeszcze raz przekonałem się, że w Polsce jest fantastyczna prowincja. Piękna, ciekawa, niekiedy smutna, o niepowtarzalnym klimacie.