poniedziałek, 15 sierpnia 2016

Janów, Krzyczew i Neple.

To, że motocykliści lubią konie mechaniczne, wie każdy. Oczywiście, czym większa bestia i więcej koni mechanicznych, tym lepiej. Ale są też tacy, którzy lubią konie arabskie, oczywiście przecudnej urody.
Z tegoż to powodu, postanowiliśmy wybrać się na aukcję koni do Janowa Podlaskiego. Artur z Agnieszką, Janek z Marteczką i ja.
Panie mówią, że chcą kupić po koniu, bo te stare, to już jakieś takie. Moja na szczęście nie jechała :-)))
W niedzielę rano, deszcz walił taki, że nawet żaby nie wychodziły na spacer. Wyglądało już na to, że koni nie kupimy. Ale popadało z godzinkę i wyszło Słońce. Jedziemy. Przez Białą Podlaską. W Białej, wstępujemy do znanej knajpy z imperialistycznym rodowodem, zjeść coś i w ogóle...Stawiamy motocykle i idziemy konsumować. Polecam duszę Opatrzności i zamawiam hamburgera z frytkami. O.K., gładko wszedł i nawet bez zwrotów.






















Lecimy dalej. Dojeżdżamy do stadniny. Ludzi dzikie tłumy. Panie wypatrują koni, panowie...no, mniejsza z tym, powiedzmy, że też koni, tyle, że w krótkich spódniczkach...
Idziemy na teren aukcji, bo Agnieszka i Marteczka, martwią się, że wszystkie konie im wykupią. Przechodzimy przez bramkę, cieć w żółtej kamizelce, jak papuga, sprawdza mi plecak, czy zagrożenia terrorystycznego nie wnoszę i wchodzimy. Zajmujemy miejsce na trybunach, za 10 minut, ma rozpocząć się prezentacja klaczy.
























Agnieszka i Marteczka, już zacierają ręce na nowe konie, chłopaki mówią, że nie mają drobnych na głupoty i jakoś entuzjazmu do nowych koni nie wykazują...
No, dobra, wchodzą na wybieg pierwsze klacze. Ich uroda po prostu dech zapiera. Poruszają się, tak, że przy nich, te wszystkie modelki z gazet, telewizji i innych wybiegów, wyglądają jak niedożywione pokraki z głębokim deficytem mięśniowo-intelektualnym.
Zaczyna się. Wyciągam telefon i rozpoczynam sesję zdjęciową. Po chwili przemieszczam się w inne miejsce bo tam lepiej widać.








































Klacze po prostu, unoszą się w powietrzu...

















































































































Klacze fruwają w powietrzu, a razem z nimi ich prezenterzy. Niesamowici faceci. Ich kondycja może budzić zazdrość u każdego pakera z karczychem i łysą pałą.






































































































































Oglądam klaczki, dech mi zapiera, oczy z zachwytu mgłą zachodzą, drżenie w kolanach, a tu nagle, ktoś mnie w ramię puca.
Odwracam się, okazuje się, że to ta sama papuga, która przez bramkę mnie wpuszczała. Mówi, że przy wejściu, koledzy na mnie czekają. Myślę sobie...co jest, konie im się nie podobają czy co ? Idę. Okazuje się, że...papugi ich wyrzuciły bo biletów nie mamy. Faktycznie kasy są, ale...zamknięte. Mówimy, że kupimy bilety. Nie można kupić biletów bo...już nie ma biletów :-))) Jaja po prostu takie, że chyba największy ogier w stadninie takich nie ma. I jeszcze papuga się pyta, jak myśmy tu weszli...Sami nas wpuścili bez biletów. Śmiejemy się, bo już nie dajemy rady. Drzemy z papugi łacha, ale idziemy, bo co mamy zrobić ? Trybuny zupełnie puste, biletów nie ma, chłopaki nie mają drobnych na konie dla Agnieszki i Marteczki, jednym słowem, kryzys całą gębą.
Idziemy poszwendać się po stadninie. Widzimy stoisko Honda Polska. Samochody nas nie interesują, idziemy do motocykli. Na pierwszym planie stoi nowa Africa Twin. Prawy  bok obdarty, widać, że Afryka całowała glebę, ale Hondzie Polska, najwyraźniej to nie przeszkadza. Gdyby motocykl w takim stanie, wystawili gdzieś na zachodzie, to ludzie, chyba zabili by ich śmiechem.
Ludzi dzikie tłumy, koni na wybiegach nie ma, nudy. Wracamy. Ale po drodze wstępujemy jeszcze w kilka miejsc.
Najpierw, krótka wizyta w Krzyczewie. Piękne, klimatyczne miejsce. Kościół p.w. św. Jerzego. Kiedyś unicka cerkiew, obecnie kościół katolicki.

































Obok kościoła, słup graniczny. Nie sposób nie zrobić sobie zdjęcia.






































A obok, słup pomiarowy do mierzenia poziomu wody w Bugu. Panie mówią, że z takim słupem, też chcą zdjęcie. Proszę bardzo. Panie mówią, panie mają.






































Artur na wybiegu ;-)






































Tuż obok kościoła, kamień i tablica poświęcona Bugowi, Powstańcom i Tadeuszowi Kościuszce.






































Jeszcze zdjęcie, na dowód, że nie przyjechaliśmy furmanką z wołami, tylko na motocyklach...






















Lecimy dalej. Wstępujemy nad Bug, gdzie Artur, pokazuje nam fantastyczne miejsce. Rozpadlina w ziemi, początek naturalnego tworzenia się wąwozu. Wszystko w przepięknym otoczeni zieleni, starych dębów, przepięknych, czerwonych już jarzębin. Zapach, Słońce, Bug i wielka rozpadlina w Ziemi. Coś przepięknego.












































































































































































Piękne miejsce. Lecimy jeszcze do Nepli. Arcyciekawą historię majątku Neple i jego kolejnych właścicieli, opowiedziałem już kiedyś na tym blogu, przy okazji mojego zwiedzania wschodniego pogranicza na motocyklu. Jeśli,ktoś chce ją przeczytać, to jest tutaj: http://harleyman-harleyman.blogspot.com/2014/06/wschodnie-pogranicze-lubelszczyzna-cz-2.html
Przyjeżdżamy do Nepli, parkujemy w pobliżu szkoły. Idziemy obejrzeć kaplicę...Jej historię już znacie.






































Przepiękne, niezwykłe, trochę tajemnicze miejsce. Nie sposób nie poddać się jego urokowi i nastrojowi.
Czas już wracać, dzień zbliża się ku końcowi. Kolejny dzień z naszego życia. Pięknie przeżyty.
Dziękuję wszystkim za świetne towarzystwo. I mam nadzieję na kolejne spotkanie na naszych motocyklowych szlakach.