czwartek, 16 października 2014

Żelazowa Wola, czyli Chopin i Boryna w jednym worku.

Jutro, 17 października, rocznica śmierci Fryderyka Chopina. W ostatnią niedzielę, pojechałem do Żelazowej Woli, odwiedzić "dom Chopina" i piękny park. Dom Chopina, wcale nie jest jego domem, Chopin, w rzeczywistości urodził się w zupełnie innym domu, jakiejś oficynie, przybudówce, czy jakiejś innej stajni. Nie pamiętam dobrze..Dworek i park kupiło później Towarzystwo Muzyczne, żeby pokazywać wszystkim, "dom mistrza", ale z mistrzem nie ma on nic wspólnego.
Lubię i samą postać Chopina, i jego muzykę. Był człowiekiem niezwykle wrażliwym, trochę drażliwym, trochę sfrustrowanym, trochę nieprzystosowanym (ale tylko trochę, bo Chopin za jeden swój koncert zarabiał tyle, ile francuski urzędnik przez pół roku)...wiadomo, jak to geniusz. Ale był też wielkim patriotą, mieszkając we Francji, tęsknił za Polską, dawał temu wyraz w swojej twórczości. Myślę, że to chyba musi być strasznie przesrane tęsknić do swojej ojczyzny, i wiedzieć, że nigdy już się do niej nie wróci.
Kiedyś oglądałem na youtube jakiś teledysk, z polską muzyką patriotyczną. Pod teledyskiem był komentarz Polki, mieszkającej zagranicą:"Boże, jak ja tęsknię za Polską, i za moim miasteczkiem". Myślę, że ją rozumiem i myślę, że wiem co czuł Chopin.
Dolatuję do Żelazowej Woli, spokojnie i bez problemów. Na parkingu stado motocykli. Co za diabeł? Motocykliści słuchają Chopina? Idę do parku. Dom Chopina był zamknięty, bo zmieniają tak stałą ekspozycję, ale wiedziałem o tym jeszcze przed wyjazdem. Przed domem spotykam motocyklistów. Mówią, że są z jakiejś miejscowości pod Garwolinem. Ale jacyś tacy, jak nie motocykliści. Grzeczni, nie przeklinają, mówią "proszę", "dziękuje" i w ogóle wyglądają na ludzi inteligentnych. Jacyś, tacy jak nie z tej planety. Pogadaliśmy chwilę, zrobiłem im grupowe zdjęcie, bardzo fajni ludzie.
Kręcę się po parku w jesiennej szacie. Klimat i nastrój cudowny. I jeszcze coś specjalnego. W parku, dyskretnie są poumieszczane głośniki, z których cicho płynie muzyka Chopina, najbardziej znane kawałki: etiuda rewolucyjna, polonez as-dur, nokturny i jeszcze coś, czego nie znam. A piszę o tym, bo z głośników płynie dźwięk zachwycającej jakości. Nie wiem jakiego sprzętu używają, ale czegoś takiego już dawno nie słyszałem.
Wkleję kilka zdjęć...




































































































































































































































No i co? Podobało wam się u mistrza Fryderyka? Dla mnie było przepięknie.
Ale na dzisiaj, to jeszcze nie koniec atrakcji. Widzieliście, że Boryna był w tytule? Pomyślicie sobie, że jakiś wariat ze mnie. Co wspólnego może mieć Chopin z Boryną? Chłop z pianistą? Oczywiście, nie mają nic, poza tym, że mieszkali niedaleko od siebie. Raptem 65 kilometrów. Chopin w Żelazowej Woli, Boryna w Lipcach Reymontowskich. Dlaczego nie polecieć do Lipiec? Lecę. Dopóki lokalne drogi to pięknie. Później autostrada, zwykły syf i malaria, jak to na autostradzie.
Dolatuję do Lipiec. Chcę zobaczyć domek, w którym mieszkał Reymont i, w którym napisał "Chłopów". Reymonta żadna robota dłużej się nie trzymała, ale przez pewien czas pracował na kolei. Był dróżnikiem, czy czymś takim i mieszkał w małym ceglanym domku przy torach kolejowych. Kiedyś zachlał, czyli skuł się na kufaję, i prawie gotowy rękopis "Chłopów" wrzucił do pieca bo wydawało mu się, że nic nie jest warty. Jak wytrzeźwiał, to wszystko musiał pisać od nowa, bop drugiego egzemplarza nie było.
Pytam tubylców, gdzie ten domek. Tłumaczą mi co i jak. Dojeżdżam do właściwej drogi i shit...! To jest właściwie polna droga wzdłuż torów kolejowych, pełna kamieni, dziur i piachu. I do tego tak wąska, że o nawróceniu motocykla na drodze nie ma mowy. Idzie jakiś chłopak z psem. Pytam jak długa jest ta droga. Ok. 1,5 km, a po drodze nie ma żadnych zabudowań. Jeśli wykotłuję motocykl na tej drodze, nie będzie nikogo, kto pomoże mi go podnieść. Shit, shit, shit...nie wjadę tam. Klnę na czym świat stoi i porzucam myśl o obejrzeniu domu Reymonta. Taka jego mać, w te i nazad...
Wracam. Wyjazd trochę się udał, a trochę nie udał. Jak to u nas motocyklistów. U Chopina było fantastycznie, ale Chopin z Boryną na jeden wyjazd, to chyba jednak lekkie przegięcie nie do pogodzenia.
Ale i tak było super...
A dla tych, którzy doczytali tego posta do końca coś specjalnego, oczywiście Chopina: http://www.youtube.com/watch?v=77iBuYFk_nA

poniedziałek, 13 października 2014

Zawieprzyce, Kijany i Nowogród.

Wiadomo, że czasem się nie chce, ale trzeba. W piątek tak właśnie było ze mną. Jechać w ogóle mi się nie chciało, ale pogoda piękna, Słońce świeci jak szalone, ciepło jak wiosną, trzeba jechać. Jak w tym opowiadaniu Hłaski, co to jego kolega z Izraela na wódę wcale nie miał ochoty, ale wiadomo, trzeba pić przez rozum.
Najpierw jadę do Kawki. W Kawce jest mały lasek, a w lasku jest, stary, samotny krzyż, który zawsze mnie intrygował. Niestety, nie ma żadnego śladu, kto pod nim spoczywa. Wypalone znicze, ale żadnej tabliczki. Szkoda...






































Z Kawki jadę do Zawieprzyc. O Zawieprzycach tyle razy już pisałem, że nie będę się powtarzał. Popatrzcie tylko na jesienne zdjęcia. Nastrój w Zawieprzycach jak zawsze niepowtarzalny. To miejsce, do którego zawsze mogę wracać. Każdy ma takie swoje miejsca. Ja mam Zawieprzyce, Hrubieszów, i jeszcze coś, co zostawię już tylko dla siebie.










































































































































Z Zawieprzyc poleciałem przez Januszówkę do pobliskich Kijan. W Kijanach jest cmentarz, na którym stoi obelisk upamiętniający kapitana Zdzisława Brońskiego "Uskoka". "Uskok" był Żołnierzem Wyklętym, największym z największych. Walczył najpierw w niemieckim ścierwem, później uciekł z niewoli, później walczył z ruskim i polskim czerwonym ścierwem. Jego największym marzeniem była wolna, wielka Polska. Kochał dziewczynę, pisał wiersze, strzelał do bandytów w ubeckich mundurach, w końcu, kiedy w 1949 roku, wpadł w ubecką obławę, kiedy widział, że już z niej nie wyjdzie, rozerwał się granatem. Nie pozwolił wziąć się żywcem, zakatować się na śmierć w ubeckiej mordowni, albo żeby go sądziła czerwona hołota w sfingowanym procesie.
Pomnik "Uskoka" na cmentarzu w Kijanach i linki do jego historii.
http://podziemiezbrojne.blox.pl/2006/03/Kpt-Zdzislaw-Bronski-Uskok-1912-1949-czesc-1.html
http://podziemiezbrojne.blox.pl/2006/03/Kpt-Zdzislaw-Bronski-Uskok-1912-1949-czesc-2.html







































































Z Kijan, jadę do Dąbrówki (obecnie Nowogród), gdzie zginął kapitan Broński. Dojeżdżam do gospodarstwa Państwa Lisowskich, na terenie którego "Uskok" miał podziemny bunker, w którym dopadła go ubecka obława. Dzisiaj nie ma już śladu po tamtych zabudowaniach, w miejscu bunkra stoi pomnik.






































































































Piękny wyjazd, ale czas już wracać. Powoli, bez pośpiechu jadę w stronę domu. Szprychy przewietrzone. Jesień już idzie, ale może jeszcze jeden wyjazd?