Wiadomo, że z punktem G żartów nie ma bo choć każdy o nim słyszał to nie każdemu udało się doń dotrzeć. A żartów nie ma bo punkt G to nie jakieś tam fiki-miki tylko trzeba się do tego solidnie przyłożyć i żadna partanina tutaj nie przejdzie.
Ja swój pierwszy zdobyłem po pięciu dniach jazdy. A jazda była od rana do nocy w deszczu i w upale. Prędkości były różne. Kiedy sprzęt miałem jeszcze nie rozgrzany to jazda spokojniejsza a poźniej w rurę do oporu. No i tak po pięciu dniach jazdy dotarłem na Gibraltar, pierwszy punkt G zdobyty. Ależ była jazda...Chwila odpoczynku i znowu jazda.
Szybka, krótka piłka i docieram do Granady, drugi punkt G zdobyty. Kilkugodzinna ekstaza dla zmysłów w drugim punkcie G i znowu w rurę.
Mokro cały czas. Leje prawie bez przerwy. Ale czym bardziej leje i czym bardziej mokro tym większa detrminacja. Kilka dni jazdy i docieram na Grossglockner, trzeci punkt G zdobyty. Nie sposób nie zachwycić się trzecim punktem G, zwłaszcza, że zdobytym w tak ciężkich warunkach.
To tyle w tamcie...Acha, zapomniałem dodać, że sprzęt ani razu mnie nie zawiódł. Wiadomo, Harley to Harley.
Mój trud i determinację nagrodziła kapituła DoctorRiders przyznając mi nagrodę za zdobycie trzech punktów G o czym poinformowało wszech i wobec "Panaceum" czyli Pismo Okręgowej Izby Lekarskiej w Łodzi na 24-tej stronie (30-ta strona w acrobat reader): http://panaceum.oil.lodz.pl/newspaper/59/panaceum10-2011.pdf
Bardzo dziękuję za to wyróżnienie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz