Jedziemy. Pogoda niesamowita, żar leje się z nieba. Po drodze zatrzymujemy się na chwilę na leśnym parkingu żeby chociaż trochę się ochłodzić i uzupełnić płyny. Jakaś pani, która przed chwileczką zajechała na ten sam parking samochodem widząc motocyklistów, uznała za stosowne natychmiast jak najszybciej odjechać :-)))
Dojeżdżamy do Włodawy. Marek prowadzi nas nad Bug na, którym przebiega granica z Białorusią.
Po drugiej stronie już Białoruś. W przesmyku między drzewami widać malutką kreseczkę, to białoruski słup graniczny.
Za chwilę idziemy do centrum miasta, jeszcze pamiątkowe zdjęcia przy polskim słupie granicznym.
Włodawa była miastem trzech kultur i trzech religii: katolickiej, judaizmu i prawosławnej. Wydarzenia historyczne spowodowały, że Włodawa utraciła ten sielski klimat w, którym wyznawcy tych trzech religii żyli ze sobą zgodnie i we wzajemnym poszanowaniu. Obecnie mieszkańcy miasteczka wracają do swoich korzeni.
Jedziemy do centrum obejrzeć cerkiew prawosławną p.w. Narodzenia Najświętszej Marii Panny.
Społeczność parafii prawosławnej jest obecnie bardzo nieliczna i liczy ok. 15 osób. Cerkiew jest w trakcie remontu ale wnętrze już pięknie odnowione. Pozwalają nam zrobić kilka zdjęć.
Poniżej prawosławny cmentarz na, którym znajdują się cztery groby.
Podziwiamy jeszcze pięknie wymalowany prawosławny krzyż.
Idziemy dalej, W głębi malowniczej, sennej uliczki widać katolicki kościół zakonu Paulinów parafii św. Ludwika. Kościół sprawiał wrażenie zamkniętego więc niewiele zobaczyliśmy.
Idziemy da dawnej dzielnicy żydowskiej. Oglądamy wielką synagogę w, której obecnie mieści się Muzeum Pojezierza Łęczyńsko-Włodawskiego. Nie byliśmy w środku bo był taki gorąc, że nie chciało nam się. Myślę, że będzie jeszcze okazja.
Wracamy do motocykli. Włodawa, malownicze, senne prowincjonalne miasteczko. Wrócę tu na pewno i to być może niedługo. Bardzo lubię te prowincjonalne klimaty. W takich miasteczkach tylko pozornie jest nudno. Tutaj są skarby o, których często nie wiemy. Ale podstawa to dobry przewodnik. Przekonaliśmy się o tym podczas RDP.
Jedziemy do Okuninki nad jezioro Białe. Klasyczny kurort z mnóstwem kafejek, dyskotek, pubów i tego typu atrakcji. Bikini spacerujące po głównej ulicy :-))) Zdjęć nie ma bo zostawiłem w sakwie aparat i nie chciało mi się już wracać,
Z Okuninki jedziemy do Sobiboru. Jak już pisałem wcześniej był tam niemiecki obóz koncentracyjny zbudowany w 1942 roku ale po ucieczce dużej grupy więźniów w 1943 roku, Niemcy obóz zlikwidowali. Był on nieco wzorowany na obozie w Bełżcu, jedną z różnic było to, że strażnicy, zarówno Niemcy jak i Ukraińcy w Sobiborze mieszkali na terenie obozu.
Jedna z alei na terenie muzeum okolona jest wzdłuż kamieniami z nazwiskami więźniów, którzy zginęli w Sobiborze.
Opuszczamy Sobibór. Ponure, dołujące miejsce z historią, która oby nigdy więcej się nie powtórzyła.
Wracamy już do Lublina. Jeszcze tylko obiad w jakiejś karczmie przy, której urządzono niewielki skansen.
Bardzo podobała mi się Włodawa, kiedyś tam wrócę żeby dokładnie obejrzeć sobie miasto, które wydaje się być niezwykle interesujące.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz